Wiem, wiem… czysto teoretycznie warto byłoby wykorzystywać produkty sezonowe, jeść świeże owoce, warzywa, a ryby świeże prosto z kutra… Co jednak gdy złapie Cię nostalgia za prawdziwie “zimowym”, a przez swoja pikantność, rozgrzewającym wydaniem rybki? Trzeba kupić produkty i koniecznie go zrobić!
Tak właśnie uczynił mój mąż. Rybka zaczęła “po nim chodzić” chyba jeszcze w weekend, więc przy pierwszej nadarzającej się okazji wstąpił do sklepu po śledzika i zabrał się do roboty. Śledź na załączonych zdjęciach to jego dzieło. Gwarantujemy pyszny smak. Wszyscy miłośnicy tej rybki na pewno się ze mną zgodzą, po wypróbowaniu przepisu:)
Składniki:
– 2 paczki (250-300 gr) śledzi w oleju typu matjas (nie korzenne)
– 2 duże cebule
– 1 średnia cytryna
– 2 łyżeczki cukru (3-4 łyżeczki, jeżeli nie dodamy rodzynek)
– 2 łyżeczki pieprzu
– 1 garść rodzynek (opcjonalnie)
Wykonanie:
Śledzie kroimy na 2-3 cm kawałki, kładziemy na dno szklanego (średniej wielkości) naczynia. Cebule, obieramy i kroimy w drobna kostkę, wrzucamy do naczynia. Dodajemy cukier, pieprz, sok z cytryny i rodzynki (opcjonalnie, śledź z rodzynkami szybciej się psuje i musi być zjedzony w szybszym terminie). Zalewamy na końcu olejem pozostałym w opakowaniach po śledziach. Mieszamy składniki i uklepujemy w naczyniu aby śledzie były przykryte cebula i olejem. Szklane naczynie przykrywamy od wierzchu folia spożywczą i pozostawiamy w lodówce przynajmniej na noc.
Śledź tak przyrządzony jest specjalnością mojego męża i jego “ulubionym” daniem rybnym (przestrzegałabym jednak przed jedzeniem go na śniadanie, cebula i rybka dają iście “smoczy” oddech;)