Na przepis ten natknęłam się przeglądając internet i od tej pory kwitł tam chyba z tydzień, w “otwartych stronach www” na pulpicie, czekając na wykorzystanie. Na blogu “In my coffee kitchen” nazwany jest “pączki ekspresowe” (zobacz oryginalny przepis TU) a efekt na zdjęciach wygląda jak jedne z moich ulubionych pączusiów maluszków:)
Skusiło mnie jednak nie tylko zdjęcie ale i ilość użytych składników. Nie często się zdarza, żeby takie cudo wychodziło tylko z 4 (!).
Postanowiłam wypróbować przepis i podzielić się z Wami moimi wrażeniami. Jakie więc one są? Pamiętam jak smakują paczki, nie tylko mojej Babci ale i wszystkie jedzone…, i wyrób ten niestety nie smakuje jak pączki… Swobodnie można o nim powiedzieć- “racuchy”:) Nie piją tłuszczu podczas smażenia ale po wyjęciu z patelni odsączcie je na papierowym ręczniczku kuchennym. Trzeba wyczuć temperaturę pieczenia. Te moje nie są idealne ale warto zapamiętać przepis i składniki bo z produktów, które zazwyczaj masz w kuchni (u mnie pomijając serek, który musiałam kupić specjalnie:) można tu wyczarować coś na szybko i bardzo smakowitego, czym możesz się uraczyć, gdy w domu brak innych słodkości do kawy.
Składniki (na około 20 szt):
– 400 g serka homogenizowanego waniliowego
– 150 g maki
– 1 łyżeczka proszku do pieczenia
– 3 jajka
+ około 1 szklanki oleju (do smażenia)
Sposób wykonania:
Wszystkie składniki wrzucamy do miski i mieszamy do uzyskania gładkiej masy.
Masę nakładamy dużą łyżką (lub małą, wtedy wyjdzie więcej racuchów😉 na rozgrzany, na głębszej patelni (lub w małym garnku), tłuszcz.
Smażymy na, większym od średniego ale nie za dużym, ogniu po obu stronach do uzyskania brązowego koloru. Trzeba bardzo uważać z ustawieniem ognia i wyczuć czas pieczenia bo zdarzyły mi się ze dwa usmażone racuchy, w których środku masa była nie do końca ścięta.
Na końcu posypujemy cukrem pudrem (lub nie:). My potraktowaliśmy racuchy jako “coś słodkiego do kawy”, stad puder na wierzchu. Generalnie polecam je, choć chyba wolę jednak moje Buñuelos.
Faktycznie szybkie, idealne na tak zwany kryzys w lodówce… Chociaż i bez niego bym je zrobiła 🙂
Mmmm 😀 inspiracja na jutrzejszy obiad 😀
Hehe… “obiad” Karla?:))